Wybaczcie wulgarność tytułu. W nowej pracy emocji jest dużo więcej niż na wsi, więc chcąc nie chcąc coraz częściej używam ostatnio słowa na „k”… ale wracając do tematu:
Ten rok to jedna wielka lekcja. Poprzedni leczył mnie z ego, ten leczy mnie z lenistwa. Od stycznia ścieram się z różnymi formami „niechciejstwa”, które czasami przebijało się do wpisów i na facebooka. To nie tak, że uważam się za totalnego lenia. Gdybym był leniwy, rzuciłbym to wszystko w cholerę, sprzedał rower i kupił sobie w końcu konsolę, nowego kompa i Wiedźmina 3. Nie, nie jestem leniwy, ale od prawie roku walczę z buntem na moim własnym pokładzie – z moją głową. Głowa mówi mi, że nie mam już sił i/lub czasu na treningi. Znajduje mi usprawiedliwienia, alibi – muszę przyznać, że dobrze jej idzie, w zasadzie dałem się przekonać. Miesiąc po miesiącu znajdują się kolejne ważne tematy, przy których sport wydaje się nieważny. Rozwód, narodziny Martyny, dalej rozwód, szukanie pracy, ponownie rozwód, choroba Martyny, nowa praca, znowu rozwód… jakie znaczenie przy tym ma wyjście na trening?
Ma znaczenie. Ponad 8 lat temu zadebiutowałem w
Czytaj Dalej ->